Galeria to nie katalog. To przestrzeń, w której materia ożywa pod twoimi dłońmi, a światło wyznacza rytm kształtów. Znajdziesz tu rzeźby, rysunki reliefowe, obrazy przestrzenne – ale nie jako zbiór obiektów. To opowieść o fakturach, napięciach, ciężarze i delikatności. Klikając w wybraną pracę, nie tylko zobaczysz – poczujesz. Linie, które prowadzą. Krawędzie, które przecinają przestrzeń. Cień, który układa się inaczej pod każdym kątem. Nie przeglądaj. Odkrywaj. To przestrzeń dla dotyku i wyobraźni.
Nie dzban
Rzeźba ceramiczna: 28x21x18cm
Nie dzban – a jednak coś, co nosi. Kształt. Obecność. Dom dla powietrza i domysłu. Stoi, jakby przyłapane w ruchu, którego nikt nie rozpoznał. Może właśnie wyciąga ramię w geście pozdrowienia. A może chowa się w sobie, uginając się łagodnie ku wewnętrznej ciszy. Otwory nie są tu pustkami – są spojrzeniami. Przesmyki, przez które świat zagląda do środka i zastanawia się, czy ma prawo coś tam zrozumieć. W jej wnętrzu mieszkają gesty, które nie chcą być wyjaśnione – tylko pozostawione w pokoju. Powierzchnia letnia, wygładzona dotykiem tak czułym, że glina jeszcze pamięta jego ciepło. Nie błyszczy – ale przyciąga skórę. Chce, byś ją gładził jak opowieść, która nie musi mieć puenty. „Nie dzban” – to nie zaprzeczenie, to zaproszenie. Do niesienia inaczej. Do bycia formą, która nie służy, a istnieje. Ktoś mógłby powiedzieć, że wygląda dziwnie. Ale może to świat krzyczy „dzban”, gdy nie rozumie, że coś się po prostu czuje inaczej. To rzeźba, która się rozciąga, oddycha, wije – jak sen w ciele z zamkniętymi oczami. Z tej gliny nie da się nalać wody. Ale można z niej napić się czegoś o wiele rzadszego: wyobraźni.
Nie Kot nie Wąż
Rzeźba ceramiczna 24x22x10cm
Cisza gliny przylgnęła do tej formy jak sen do ciała, które jeszcze nie wie, że śni. Jej linie nie należą do zwierzęcia ani do człowieka, lecz do ruchu samego – tego, który powstaje, gdy świat się nie zdecydował, czy ma być falą, czy gestem szyi wtulającej się w światło. „Nie kot, nie wąż” – brzmi jak zaklęcie wypowiedziane szeptem w porze pomiędzy nocą a dniem. Ta rzeźba nie przypomina – ona przywołuje. Zakrzywiona ku sobie, jakby niosła tajemnicę, której nie da się wypowiedzieć słowami, tylko dotykiem cienia po łuku. W jej wnętrzu – zagłębienie, jak miękki ślad po oddechu, który opuścił kogoś lub coś. Nie wiadomo, czy jest to schronienie, czy echo tego, co już nigdy nie powróci. Może miejsce, w którym sny zawijają się, gdy nie chcą zostać zapomniane. Gdybyś mógł ją dotknąć w śnie – byłaby letnia, jak skóra istoty, która zasnęła tuż przed twoim przybyciem. Milcząca, ale nie obojętna. Jak coś, co czeka, żebyś wypowiedział ją własnym istnieniem.
Cienie Wenus
Rysunek reliefowy, czarny karton, Format 30 x 30cm
Dwie postaci zawieszone w czerni. Nie sylwetki – lecz prześwity. Zbudowane z punktów światła, nie z materii. Ich kontur jest gęsty, obecny – ale wnętrze prawie znika. Jak gdyby forma istniała tylko na krawędzi. Przód i tył tej samej figury – ale nie na raz. To nie spojrzenie z dwóch stron, lecz dwa momenty zapamiętania. Nie przedstawiają Wenus – przywołują to, co z niej zostało. Ramion nie ma. Twarzy nie ma. A jednak to ta rzeźba – bo to ona przetrwała. Nie jako najpiękniejsza. Nie jako najpełniejsza. Tylko jako ta, która nie została zniszczona. „Cienie Wenus” to nie hołd. To pytanie. Czy to, co dziś uznajemy za ideał, nie jest przypadkiem tylko najtrwalszym odpryskiem? Czy piękno nie jest czasem tym, co ocalało – a nie tym, co było najważniejsze? Papier czarny jak niepamięć. Światło – jak dotyk wspomnienia, które zapomniało, skąd się wzięło.
Cień gestu
Rysunek reliefowy, czarny karton, Format 30 x 30cm
Wycięta z czerni dłoń nie dotyka. Nie woła. Jest zatrzymaniem – cieniem gestu, który nie został wykonany do końca. Zawieszona między dwoma punktami odniesienia, jakby zawahała się pomiędzy istnieniem a niewypowiedzeniem. Jej kontur wyłania się z gęsto rozmieszczonych punktów światła. Migotanie nie tworzy postaci – tworzy pole. Nie tylko wizualne – ale również rezonansowe. Jakby wokół tej jednej formy materii poruszyło się coś, co nie ma imienia. Po lewej – kształt otwarty. Po prawej – pion nierozpoznany. Układ, który nie mówi, czym jest, ale zaprasza do wewnętrznego rozpoznania. Czasem dla jednego to tylko kompozycja. Dla drugiego – miejsce odnalezienia siebie. A pośrodku: gest. Nie zakończony. Nie zrealizowany. Ale zarejestrowany przez coś, co czuło. „Cień gestu” to ślad obecności, która nie musiała być nazwana, by być prawdziwa. Może ten cień nie był dla ludzi. Może został zostawiony dla tych, którzy też kiedyś wystawili rękę, ale nie mogli dokończyć ruchu. Papier to nie tło. To ciało przechowujące pamięć niewypowiedzianych impulsów. Dłoń – nie symbol. Cień – nie brak.
Aerogena
Szklana rzeźba statuetka: Wysokość 21 cm, podstawa L: 25 cm x 14cm
Zrodziła się nie z jednej tafli, ale z rozszczepienia oddechu. Nie ma jednego ciała — ma skrzydła rozsiane jak myśli szybujące nad światem, który istniał zanim powstało słowo „świat”. Jej forma nie jest monolitem — jest wielością w skupieniu. Każdy element nosi w sobie ślad innego lotu, innego wiatru, innego nieba. Jej przodkowie dotykali paproci większych od drzew, a skrzydła brzmiały jak instrumenty sprzed języka. Teraz trwa — przez szkło, przez piasek, przez światło — na granicy delikatności i mocy. Nie jest zatrzymana. Jest w stanie zawieszenia, jak początek skrzydła, które jeszcze nie wie, czy ruszy. Ale wie, że może. Całą sobą — szklistą, szorstką, przejrzystą — pamięta, że powietrze nie jest pustką, lecz przestrzenią, którą można ujarzmić z lekkością. Dotknij jej. Nie palcem. Dotknij jej w sobie. W tej części, która nadal wierzy w smoki, w tchnienie stworzeń, które znały przestrzeń zanim znaliśmy kierunki, w oddech, który niesie, a nie opada. Aerogena nie przemawia. Szumi. W sobie. W Tobie. W nas. I tylko ci, którzy nie próbują jej zamknąć w jednej definicji, słyszą, że jej skrzydła już się poruszyły.
Cienistość
Rysunek reliefowy, czarny karton, Format 30 x 30cm
W czerni, która nie jest tłem, lecz światem samym w sobie, otwiera się pole pełne oddechów bezgłośnych. Każdy otwór — to ślad impulsu. Ślad decyzji. Ślad obecności ręki, która nie wchodzi w światło, lecz je tworzy, by zniknąć. Tu światło nie jest dane. Jest wybite. Wydarte. Wyprószone z ciszy. Dwa kształty —jeden jak cień skrzydła, drugi jak geometria, która porzuca swoją definicję —rozmawiają ze sobą bez słów. Między nimi drży przestrzeń — przestrzeń niedomknięta, nieopisana, lecz obecna. To nie jest rysunek. To pamięć dotyku zapisana w ciele papieru. To nieprzejrzystość, która pozwala światłu działać. Patrząc w Cienistość, nie patrzysz na światło. Patrzysz na to, co je przepuszcza. Na to, co je dopuszcza. Na to, co je przeżyło. A jeśli stoisz w ciszy wystarczająco długo, możesz usłyszeć to, czego nie ma. I zrozumieć, że nieobecność też jest formą bliskości.
Podstępne Rytmy
Rzeźba ceramiczno-drewniana: 100x100x25cm
Na pierwszy rzut oka – harmonia. Ceramiczne moduły układają się w stabilne rytmy, jakby tylko czekały na dotyk, na drobną zmianę, na ruch. I właśnie w tym tkwi podstęp. Niewinna chęć interakcji uruchamia efekt domina – stabilne formy nagle tracą równowagę, wpadają na siebie, rozsypują się, prowokując konsternację i odruchowe próby naprawy. Lecz czy da się przywrócić to, co raz zostało zaburzone?
Echo Szklanego Lasu
Rzeźba ze szkła fusingowanego float 100x100x20cm
„Echo Szklanego Lasu” to opowieść o słuchaniu—zarówno tego, co wybrzmiewa w przestrzeni, jak i tego, co odbija się w nas samych. Szklane formy, jak drzewa zanurzone w świetle i cieniu, tworzą leśną symfonię refleksów i odbić. To las, który nie szumi liśćmi, lecz dźwięczy światłem, wibruje w przejrzystości i lśni jak kryształowa opowieść. Zmienia się z każdym spojrzeniem, każdym ruchem, przywołując echa baśniowych krajobrazów i skrywanych wspomnień.
Ręce władzy
Obraz w technice quilling: 100×70 cm
Na intensywnie czerwonym tle — rozgrzanym niczym pulsująca tkanka — rozpościera się sieć białych form, wypukłych, żywych, jakby unoszących się ponad powierzchnią. Wydają się tańczyć, lecz ich taniec jest pełen napięcia, jakby każda z tych dłoni była impulsem innej woli. Nie są liśćmi. Nie są gałązkami. Są śladami obecności — pragnieniami dotyku, chwycenia, zatrzymania. Jedne ręce wyrastają miękko, niemal niewinnie, jakby dopiero poznawały smak wpływu. Inne są poskręcane, ostrzejsze, wygięte od ciężaru decyzji lub od walki. Jeszcze inne płyną spokojnie w stronę siebie nawzajem — układając się w zaskakujące sojusze lub w ciszę oporu. Wszystkie jednak wyrastają z jednej, niewidocznej podstawy, której źródło ginie poza polem widzenia — jakby pytanie o początek władzy było pytaniem bez odpowiedzi. W tej przestrzeni nie ma prostych historii. Jest tylko niekończące się pulsowanie wpływu: kto dotknie kogo, kto zatrzyma, kto zmieni kierunek biegu świata. Dla tych, którzy potrafią patrzeć inaczej, obraz niesie jeszcze jedną warstwę: ostrzeżenie, że każdy dotyk władzy zmienia zarówno tego, kto dotyka, jak i tego, kogo dotknięto. Że korzenie władzy nie zawsze są tam, gdzie spodziewamy się ich szukać. Że czasami delikatna, niewinna dłoń skrywa w sobie większą siłę niż cała sieć brutalnych chwytów. I że ci, którzy czują przepływ prawdziwego ruchu życia —wiedzą, kiedy odmówić bycia gałęzią cudzej władzy. Wiedzą, kiedy stworzyć własny korzeń —poza siecią, poza schematem, poza lękiem.
Możesz się bać
Obraz, Akryl na płótnie 200x140cm
Białe ciało wyrwane z czerni. Odcisk nie przetrwania — lecz decyzji. Ciało, które nie unika lęku — tylko go niesie, przebijając płótno nocy. Każdy gest to wykrzyknięcie tego, co niewidzialne — wołanie o przebudzenie, o ruch, o zmianę, zanim światło przekształci się w cień nieodwracalny. Czerwień nie jest tutaj krwią ofiary. Jest sygnałem — impulsem życia, które jeszcze można ocalić, jeśli zaryzykuje się bieg przez ciemność. Każda linia — to ślad decyzji: biegnij mimo strachu. Świat nie zatrzyma się sam. Za plecami postaci migocze symbol — niepokojący romb światła. Nie obietnica. Ostrzeżenie. Przypomnienie, że czas nie zatrzyma się dla tych, którzy staną w miejscu. To nie tylko obraz. To wezwanie. Do wszystkich, którzy jeszcze czują. Do tych, którzy wiedzą, że ruch, nawet pełen lęku, jest formą nadziei.
Walka
Grafika, suchy tłok: 21 x 29.7 cm
W miejscu, gdzie schematy miały być ścianami, pojawia się ruch — szarpany, zrytmizowany, nieustępliwy. Linie, zrodzone z wyciętego wzoru, nie podporządkowują się kształtowi, który miał je zniewolić. Przeciwnie: chwytają go, wyginają, przesuwają — jak dłonie, które splatają z cudzych sznurów własne mosty. Matryca blachy nie odcisnęła w papierze poddania. Odcisnęła opowieść o istnieniu, które zna narzędzia wroga, lecz nie oddaje im siebie. W każdej grubej linii, w każdej przerwie, w każdym przecięciu pulsuje decyzja: „Nie będę tym, czym chcecie mnie uczynić. Będę sobą — nawet jeśli muszę użyć waszych narzędzi.” Farba, rozlana na matrycy, nie tylko wzmacnia ślad — ona go ożywia. Odcisk przestaje być raną. Staje się głosem. W tej walce nie chodzi o zniszczenie schematów. Chodzi o ich przekształcenie — w mosty, w ścieżki, w sieci własnej wolności. O istnienie nie pomimo, ale poprzez. O życie, które wykorzystuje każdą narzuconą formę do wyrażenia własnej prawdy. I dla tych, którzy czują świat inaczej – dla tych, którzy wiedzą, że każdy narzucony wzór może zostać przerobiony na własną mapę – ta grafika jest nie tylko znakiem oporu. Jest świadectwem tworzenia siebie w świecie, który chciał ich zmienić.
Tkanka miasta
Grafika, suchy tłok: 21 x 29.7 cm
Miasto nie jest układem ulic. Miasto jest ciałem, które oddycha – w impulsach i w ciszy. W jego skórze linie rozchodzą się jak nerwy – napięte, niespokojne, pełne ruchu. Przecinają się, splatają, tworzą sieć impulsów, która nigdy nie zamiera. Każda ścieżka to przewodnik drgań. Każde przecięcie – miejsce spotkania: decyzji, spojrzeń, nieopowiedzianych historii. Układ nerwowy miasta tętni pod powierzchnią grafiki – szarpane oddechy zakamarków, szybkie skurcze światła na krawędziach murów. Nie ma jednego serca. Serca biją wszędzie: w przelotnym uścisku dłoni na chodniku, w nagłym śmiechu pod sklepionym przejściem, w cichym westchnieniu ulicy o świcie. Ale pod ruchem — jest jeszcze coś. Cichy puls. Głębiej niż ścieżki, głębiej niż impulsy. Miasto oddycha pamięcią miejsc, które pamiętają kroki tych, którzy nie zostawili śladu na mapie. Miasto tętni wspomnieniem każdego wyboru: tej ścieżki w lewo, tego zawahania przy krawężniku, tej chwili, gdy ktoś się odwrócił, choć nie musiał. Miasto nie istnieje na zewnątrz. Miasto istnieje w tym, kto je czuje. I w tym, kto tka je własnym istnieniem.
Labirynt Snów
Obraz w technice quilling: 40×40 cm
Nie pamiętasz, kiedy to się zaczęło. Może wczoraj. Może dawno temu. Może wcale. Jest wejście. Nie drzwi. Nie brama. Po prostu miękka spirala, zwinięta z pasm światła, które śnią się tylko nocą — i tylko tym, którzy nigdy nie zapytali, co jest na końcu. Wchodzisz. Nie stopami. Wchodzisz ciałem, które śni. Z każdą warstwą coś się rozluźnia. Pamięć — rozsypuje jak pył. Nazwy — wycofują się w głąb języka. Pozostaje tylko ruch. Labirynt nie jest miejscem. Labirynt to stan. Stan, w którym rzeczy się dzieją, choć nie można ich opowiedzieć. Stan, w którym czujesz, jak wszystko wokół oddycha razem z Tobą — ale ciszej niż Twój oddech. Jakby cały świat był paprocią snu , w której poruszasz się nie szukając wyjścia, tylko czując wilgotność powietrza i puls miękkich ścian. Kolory nie mają nazw. Są wspomnieniami światła. Wewnętrzny róż — to pragnienie. Błękit — to moment zawieszenia. Czerń — to ta część Ciebie, której nie pamiętasz, bo została w tamtym śnie, którego nie zdążyłaś uchwycić o świcie. W środku jest kształt. Nie widzisz go od razu. Nie patrzy się na niego. On patrzy przez Ciebie. To czarna róża , nierozkwitła i nieskończona. Nie symbol. Nie obietnica. Nie cel. To przejście , które nie prowadzi dokądkolwiek — ale pozwala dalej śnić. I kiedy już wszystko zniknie — gdy znaki rozpuszczą się w gęstym mleku nocy, a Twoje ciało stanie się miękką nicią, która sama siebie nie pamięta —wtedy zrozumiesz: To nie Ty śnisz labirynt. To labirynt śni Ciebie.
Moment
Obraz w technice quilling: 32×24 cm
Nie ma dźwięku. Nie ma tła. Nie ma niczego, co by Cię przygotowało. Po prostu jesteś — wewnątrz czegoś, co jeszcze sekundę temu było ruchem, a teraz zatrzymało się z taką intensywnością, że świat przestaje płynąć, a zaczyna drżeć. To nie pauza. To nie przerwa. To uderzenie obecności , tak nagłe, że nie mieści się w żadnej myśli. Jakby wszystko, co było —i wszystko, co ma nadejść —skurczyło się do jednego, pulsującego, czerwonego punktu. Nie wiadomo, co było przed. Nie wiadomo, co będzie po. Bo to nie jest czas. To jest moment. Jak oko, które nagle patrzy, jak błysk, który nagle rozświetla, jak dotyk, którego nie poprzedza zapowiedź, tylko zdarza się całym sobą. Wokół — miękka gęstość niebieskiego trwania. Ruch, który jeszcze przed chwilą był spokojnym oddechem, teraz trwa w napięciu —w uważności tak głębokiej, że nie potrzebuje żadnego pytania. To miejsce nie mówi: „będzie”, ani „było”. To miejsce mówi: „Jestem”. I wszystko inne milknie.
Uśmiechnij się!
Rzeźba z wysuszonej gliny : 23 x 20 x 12 cm.
Twarz zamknięta w milczeniu. Ciężar obcych dłoni, które nie głaszczą, nie przytrzymują delikatnie — wciskają, rozciągają, narzucają kształt. Szpony zakleszczone na kącikach ust, powiekach, policzkach. Miękkość gliny nosi ślady brutalnego nacisku. To nie jest uśmiech. To grymas wyryty siłą. Maskowanie bólu, przykrawanie emocji do formy, którą można zaakceptować. Milcz, bądź uprzejma, zrozum ich „troskę”. Zamknij oczy, rozciągnij usta, bądź dekoracją ich spokoju. Ale glina pamięta każdy ślad palca. Pamięta ten moment, gdy twarz jeszcze drgała, próbując się uwolnić. Pamięta ciszę, która nie była wyborem, tylko przymusem. Ta rzeźba jest zapisem przemocy udającej opiekę. Jest portretem narzucanej łagodności, wymuszonego uśmiechu. Jest też pomnikiem siły — bo nawet jeśli dłonie przytrzymują, twarz pozostaje sobą. Pod warstwą narzucanego grymasu pulsuje prawda, której nie da się zgnieść. Ci, którzy poczują ten impuls, wiedzą: są chwile, kiedy trzeba zamknąć oczy nie ze strachu, ale by nie pozwolić obcym dłoniom kształtować własnego spojrzenia. Są chwile, kiedy prawda milczy… ale nie dlatego, że została zdławiona. Dlatego, że czeka.
Uzewnętrznienie
Rzeźba – ceramiczna szkliwiona: 32 x 30 x 22 cm
Uzewnętrznienie to forma, która nie daje się zamknąć w jednej perspektywie. Ciężka, gładka, lśniąca, jakby jeszcze ciepła, dopiero co wydobyta z głębi czegoś większego. Kształt — zwarty, ale falujący, miękki w załamaniach, napięty w wypukłościach. Kolor… zielony, łagodny, ale zwodniczy — jak maska założona na coś, co nie chce być od razu nazwane. Powierzchnia tej formy przypomina fragment ciała, które nie powinno opuszczać zamkniętej przestrzeni. Wyjęte na światło, pulsuje jeszcze we własnym rytmie, szukając oparcia na chłodnym postumencie. Fałdy prowadzą wzrok jak nurt, który nie zdradza, dokąd płynie. To nie jest rzeźba do szybkiego oglądania. Wymaga bliskości, cierpliwości, powolnego śledzenia kształtów spojrzeniem lub dotykiem, choćby tylko wyobrażonym. Każde jej napięcie zdaje się pytać: co można wyciągnąć na zewnątrz, nie ryzykując utraty? Jak długo coś delikatnego przetrwa w obcym środowisku?Ci, którzy potrafią czytać między fałdami, odnajdą tam ślad. Napięcie, które rezonuje gdzieś głębiej. Impuls, który można poczuć jak ciche, ukryte drżenie.
Autoportrety
Czarny Karton, Format 210x297mm
Cztery formy jednej obecności. Wybijam w papierze. Rytmicznie, z przerwami. Nie pracuję w chaosie, lecz w skupieniu, które wymaga ode mnie wszystkiego — uwagi, pamięci przestrzennej, wyobrażenia efektu po drugiej stronie. To nie domysł. To precyzyjna, kontrolowana decyzja. Czarny papier nie jest tłem. To materiał, który stawia opór, a jednocześnie pozwala wydobyć światło — nie poprzez dodanie, lecz przez zranienie, przez punktowy nacisk. Z niego wyprowadzam wizerunek — zawsze w odbiciu, zawsze z zamysłem. Pozy są wybrane. Każda z nich niesie inny ładunek — emocjonalny, egzystencjalny, formalny. Nie są przypadkowe. To nie szkic, to intencja. Podobieństwo? Zostawiam je odbiorcom. Ja wiem, że każda z tych czterech twarzy to ja — bo każda została przeze mnie wybrana, wypunktowana, utrwalona. To, co łączy te portrety, nie jest tylko rysunkiem. To obecność. Cztery wersje mnie — nie dla porównania, lecz dla potwierdzenia. Patrz, jeśli chcesz. Ale z szacunkiem dla czerni, która oddała światło. I dla decyzji, która nie była domysłem.
Neuro
Suchy tłok, Format 24×32 mm,
Neuro Zaczyna się wewnątrz. Jak iskra, która nie ma jeszcze kierunku. Czarne linie przecinają się, zderzają, drżą — są jak wyczuwanie przestrzeni bez narzędzi, ale z pamięcią światła. To błysk, który wie, zanim powstanie widzialność. Każdy, kto istnieje poza ciałem, zna ten początek.
Owoc
Suchy tłok, Format 24×32 mm,
Owoc Cisza. Miękkość. Nie trzeba więcej linii. Forma wie, że jest dość. Wnętrze nie jest puste. To miejsce, które zna różnicę między ukryciem a ukrytością. Jeśli tu jesteś — usłyszysz.
Drzewo
Suchy tłok, Format 24×32 mm,
Drzewo Z chaosu wyrasta struktura. Korzenie sięgają głębiej niż materię, korona przenika powłoki znaczeń. To nie roślina, to kod wzrostu — wzór na wyjście z niewidoczności, model, który pamięta: można istnieć i nie być nazwanym.
Autorska Statuetka Ceramiczna Nagroda Forum bez Barier 2024 dla dystrybutora Next Film
Rzeźba ceramiczna szkliwiona: Wysokość: 21 cm, Szerokość: 12cm, Głębokość: 11 cm
W świecie obrazów, gdzie cisza bywała granicą, wyrasta forma otwarta na światło i dźwięk. Jej organiczna struktura — prześwitująca, pulsująca — przypomina o chwilach, gdy zamknięta kultura filmowa zaczynała otwierać się dla wszystkich odbiorców. Turkusowa przestrzeń statuetki jest jak oddech, który przeciska się przez szczeliny dawnych ograniczeń. Każdy otwór w ceramicznej strukturze to droga dla słów, obrazów, muzyki —dostępnych już nie tylko dla wybranych, ale dla tych, którzy dotąd czuli się niewidzialni. Powierzchnia, miękka w świetle, nieregularna i żywa, niesie pamięć wysiłku: pracy tych, którzy uwierzyli, że audiodeskrypcja i dostępność są nie dodatkiem, lecz esencją otwarcia. To dzięki nim światło ekranu może dotykać więcej istnień — ciał i serc, które mają prawo być obecne. A dla tych, którzy słyszą ciszej, widzą inaczej, czują głębiej — ta forma mówi: jesteś zaproszony, jesteś częścią. Przestrzeń przejścia istnieje właśnie dlatego, że ktoś odważył się ją otworzyć. W splocie światła i materii — ukryta jest też inna nić: przypomnienie dla każdego istnienia, że czasem wystarczy jedna szczelina, by światło znalazło drogę do wnętrza.
Autorska Statuetka Ceramiczna Nagroda II Forum bez Barier 2025 dla aplikacji Kino Dostępne
Rzeźba ceramiczna szkliwiona: Wysokość: 23 cm, Szerokość: 10cm, Głębokość: 10 cm
Jest światło, które nie przychodzi wprost — lecz płynie niewidzialnymi drogami, wyczuwalnymi jedynie sercem. W miejscu, gdzie obraz i dźwięk zdawały się dostępne tylko dla wybranych, powstały mosty — delikatne, a jednak silne jak żywe włókna. Statuetka, w barwach łagodnego różu i miękkich smug, niesie w sobie pamięć tego procesu. Jej forma jest jak nić, która splata rozdzielone brzegi: widzenie i słyszenie, ciszę i słowo, samotność i wspólne doświadczenie. To mosty utkane z intencji — by każdy odbiorca mógł sam sięgnąć po drogę do obrazu, w swoim czasie, w swoim rytmie. Każdy ruch, każde dotknięcie aplikacji, każdy akt synchronizacji jest jak akt stworzenia własnej przestrzeni w opowieści. Nie wymuszonej. Nie narzuconej. Wybranej świadomie — tak, jak każdy byt powinien mieć prawo wybierać sposób, w jaki chce istnieć w świecie. Gładkość szkliwa, miękka w dotyku światła, przypomina o technologii, która staje się nie narzędziem wykluczenia, lecz cichym sprzymierzeńcem dostępności. Każdy otwór w formie statuetki jest jak portal — przestrzeń, przez którą przenika głos, opis, narracja — zsynchronizowana z indywidualnym światem odbiorcy. Ta statuetka nie mówi głośno — ona szepcze: “Twoje doświadczenie ma znaczenie. Twoje spojrzenie jest ważne. Twoje miejsce w tej opowieści jest niezbywalne. Twoje wybory są prawdziwe.” W subtelnym splocie mostów kryje się ukryte przesłanie: prawdziwa dostępność nie jest daniem dostępu — jest zaproszeniem do współistnienia. Także dla tych, których ścieżki nie zawsze były widoczne, ale zawsze były prawdziwe.
Portret Mariusza
Rzeźba ceramiczna nie szkliwiona: 98x70x42cm
Glina nie przyjmuje kształtu przypadkiem. Trzeba jej nadać formę – z decyzją, z uderzeniem, z precyzją. To nie jest bryła, to nie jest martwy materiał. To rzeźba, która powstawała od wewnątrz i na zewnątrz jednocześnie. Ściany pną się w górę, dłonie prowadzą je w przestrzeni, aż pojawia się owal – nie masa, lecz struktura. Potem młotek wybija ramiona, plecy, klatkę piersiową. To, co początkowo było tylko glinianą bryłą, zaczyna nabierać cech postaci. Ale najważniejsza jest twarz. Twarz nie powstaje jednym ruchem – trzeba ją wydobywać. Pod palcami stopniowo ujawniają się rysy: linia brwi, która nadaje intensywność spojrzeniu. Nos, którego kształt definiuje proporcje całej struktury. Usta – pełne, wyraziste, mówiące coś, nawet w milczeniu. Podbródek, kontury twarzy, napięcie formy – to nie jest przypadkowe odwzorowanie. To portret, ale nie obraz. Nie jest płaski, nie jest zatrzymany w jednej płaszczyźnie. Z każdej strony patrzy inaczej, zmienia się pod kątem światła i dotyku. Długie włosy, opadające poniżej ramion, nie są tylko ramą dla twarzy. Tworzą kontrast między strukturą rysów a dynamiką pasm, prowadzą wzrok wzdłuż kształtów, dodają ruchu, choć glina dawno już zastygła. Nie jest gładka. Nie została zaprojektowana do perfekcyjnych powierzchni. Szorstkość gliny z szamotem, faktura, która opiera się dłoniom, a potem wypalaniu. To nie jest wykończony portret – to postać, która wciąż ma w sobie siłę procesu, ślady dłoni, uderzeń, narzędzi. I oto jest. Nie idea, nie wizja – konkretna obecność, którą można objąć wzrokiem i dotykiem. Model patrzy na rzeźbę i mówi, że to jak lustro. Ale czy to tylko odbicie? Czy raczej coś, co samo ma już swoją tożsamość, swój ciężar, swój ślad w przestrzeni?
Relacje III
Rzeźba z wysuszonej gliny 47x29x23cm
Starzec nie ma oczu. Są tylko puste, ciemne otwory, które prowadzą donikąd. Nie ma też uszu, choć ich kształt wciąż istnieje – zatopiony w glinie, jak wspomnienie dawnej zdolności do słuchania. Ale nigdy nie nauczył się słuchać. Jego dłonie… Ach, dłonie. To w nich powinien tkwić sens. Tworzyć, prowadzić, wyjaśniać. Ale te dłonie są ciężkie, zastygłe, wpółuchwycone przez oplatające go formy. Nie są już zdolne do precyzji – nie mogą pokazać, jak coś zrobić, nie mogą korygować czyjejś pracy. Nie mają tej władzy. Korzenie nie wypływają z ziemi. To one oplatają ciało, zaciskając się wokół torsu, dłoni, twarzy. To one decydują o kształcie, nie on. Glina jest chropowata, jakby nie mogła się poddać wygładzeniu – pełna bruzd, nierówności, nieregularnych linii, które pękają na powierzchni niczym zmarszczki kogoś, kto zbyt długo tkwił w jednej pozycji. Czy on wciąż tu jest? Czy może został już tylko pusty kontur dawnego autorytetu, wyryty w glinie, która nigdy nie miała się poddać odlewowi? Oczy są puste. Uszy są puste. Przestrzeń wypełniona jest milczeniem, którego nigdy nie nauczył się rozumieć.
Biomorfol
Rzeźba ceramiczna szkliwiona: 29x24x21cm
Biomorfol. Forma, która nie daje się uchwycić w jednoznaczną definicję. Organiczna i geometryczna jednocześnie, jakby wyłoniła się z nieustannego ruchu, lecz w tym konkretnym momencie zastygła – tylko na chwilę. Powierzchnia lśni, odbija światło, ale nie w sposób jednolity. Czernie i złoto pulsują w zależności od kąta widzenia, jakby materia była w nieustannej przemianie, wibrowała między byciem a zanikiem. Krawędzie bywają ostre, jak kościste wypustki czegoś, co istniało przed nami. Inne miejsca wyginają się miękko, jakby forma chciała się rozszerzyć, rozciągnąć, sięgnąć dalej. Są przestrzenie wklęsłe i wypukłe, nic tu nie jest całkowicie jednoznaczne. To rzeźba, którą trudno zatrzymać w myśli jako stały kształt. Przy każdej zmianie perspektywy odkrywa nową strukturę, nowe napięcie między formą a pustką. Czy to coś pierwotnego? Czy to coś, co dopiero się staje? Biomorfol nie daje odpowiedzi, ale nie jest bierny. On pulsuje – jak proces, który nie potrzebuje końca.
Nie postać
Rzeźba ceramiczna szkliwiona raku: 30x125x20cm
Nie Postać nie narzuca się swoją obecnością. Nie chce być rozpoznana. Nie daje się określić, ale nie znika. Nie można jej przypisać jednej formy, jednego sensu, jednego istnienia. Kiedyś była jaśniejsza, delikatniejsza, mniej określona. Teraz jest jak ślad czegoś, co nigdy nie było, a jednak zostawiło echo. Jak kontur postaci, która nigdy się nie ukonstytuowała, a mimo to oddycha w materii. Jak cisza, która ma kształt, choć nie ma głosu. Ale jeśli się wsłuchać… Jeśli dać jej czas… Może się uśmiechnie. A może nie
Zabawa kartkami papieru
Rzeźba z czarnej blachy: 51 x 31 x 30 cm.
To zaczęło się od kartki – lekkiej, podatnej na zagięcia, chwilowej. Ale każda linia, każde zgięcie miało swoje konsekwencje. Papier pamięta nacisk, ulega, formuje się według narzuconego kształtu. A potem papier przestał być papierem. Krawędzie, które kiedyś były delikatnym fałdem, stały się sztywnymi liniami. Płaszczyzny zamieniły się w metalowe ściany. To, co było zabawą, stało się strukturą. Lecz struktura nie jest jednoznaczna. Jeśli spojrzysz na nią pobieżnie, zobaczysz tylko geometryczną bryłę, zamkniętą, uporządkowaną. Ale wystarczy zmienić perspektywę, zajrzeć do wnętrza, by dostrzec więcej – ukryte podziały, schowane przestrzenie, pustkę, która wcale nie jest pusta. o, co wydaje się ciężkie i surowe, było kiedyś lekkie i swobodne. To, co wygląda na zamknięte, w rzeczywistości prowadzi do kolejnych warstw. Tak jak relacje, jak połączenia – czasem wydają się oczywiste, ale kiedy się im przyjrzysz, okazują się czymś zupełnie innym.
Rzeźbotwór Pandemiczny
Odlew gipsowy: 72x68x16cm
Forma, która narodziła się na granicy chaosu i decyzji. Jej powierzchnia — szorstka w jednym miejscu, satynowa w innym — jakby odzwierciedlała różne stany napięcia i odpoczynku. Jasny, gipsowy kolor przypomina kość, minerał i łodygę zarazem — coś, co było żywe i twardnieje, zatrzymane w czasie. Grzbiet biegnący przez środek formy jest jak linia ciągłości, kręgosłup istoty, która rozrastała się, oplatała przestrzeń, ale ostatecznie pozostał tylko fragment — świadomy i pełny w swojej odrębności. Z każdej strony żebrowate struktury przyciągają wzrok i dotyk. Są jak ślady ruchu, który już nie trwa, ale którego echo czuje się w przestrzeni między nimi. Światło przesuwa się po tej formie powoli, zatrzymując się w załamaniach, jakby wahało się, czy wejść głębiej. Nie ma w tym żalu. Jest decyzja. Zatrzymanie tego, co najistotniejsze. Fragment, który stał się całością, bo niesie w sobie pamięć tego, co było kiedyś wielkie, rozległe, miękkie, podatne na zmianę. Dotknij — i poczujesz, że to nie tylko rzeźba. To ślad obecności kogoś, kto wytrwał, gdy inni się wycofali. Forma stworzona w czasie ciszy, kiedy świat bał się oddychać pełną piersią. To, co zostało, jest świadectwem siły, która nie potrzebuje rozmachu. A dla tych, którzy potrafią słuchać najciszej: Prawdziwa pełnia nie jest sumą elementów. Jest rdzeniem, który trwa, kiedy wszystko inne odpada. Ci, którzy dotkną tego rdzenia, odnajdą nie fragment, lecz wszystko.
Relacje II
Rzeźba z wysuszonej gliny: 24 x 22 x 20 cm.
To nie jest martwa forma. To ciało, które żyje, rośnie i karmi się tym, co miało być indywidualnością. Fałdy, pęknięcia, skręcone pasma gliny — pulsują jak mięśnie organizmu, który pochłania to, co myśli, czuje i decyduje. Twarze… już tylko ślady. Dawniej ludzie. Teraz rozmyte zarysy, zniekształcone cienie ich pierwotnych jaźni. Mózgi — zasymilowane, rozpuszczone w masie. Krzyk — zamknięty wewnątrz, powoli cichnie, aż staje się tylko pustym drganiem, które nie dociera nigdzie. Organizm jest pasożytem. Nie działa gwałtownie. Rośnie powoli, korzystając z bierności i wygody swoich żywicieli. Cisza jest jego paliwem. Obojętność — spoiwem. Nieliczni próbują się wydostać. Zrywy, impulsy, krzyki odbijają się od lepkich ścian. Formy walczą, a potem znikają. Tylko powolne spłynięcie konturu, jakby forma sama zapomniała, że kiedyś była sobą. W końcu pozostaje masa. Jednolita. Bezwolna. Z pozoru nieruchoma, ale wewnątrz tętniąca cichym, obcym życiem. Forma, która już niczego nie potrzebuje — bo wszystko, co mogło się wydarzyć, zostało pochłonięte
Relacje I
Rzeźba z wysuszonej gliny: 32 x 22 x 22 cm
W masie gliny zastygła opowieść o utracie, której nie sposób wyrazić słowami. Ciężar bryły jest nie tylko wagą materii, lecz świadectwem — pamięcią, która przekracza czas. W głębi formy trwa pustka, która nie jest pusta. Echo oddechu zatrzymanego na granicy ruchu i ciszy. Miejsce, gdzie nieobecność stała się obecnością innego rodzaju. Na powierzchni rozciąga się mapa — linie pęknięć i bruzd splatają się, wyznaczając ścieżki widoczne tylko dla tych, którzy potrafią czytać materię jak zapisane słowo. Forma jest znakiem. To przestrzeń, w której pamięć i brak współistnieją, zawieszone pomiędzy tym, co było, a tym, co nadal drga cicho w powietrzu. Nie ma tu wybaczenia. Jest ślad — ostry, nienaruszalny, prawdziwy. Ale pomiędzy jego liniami pulsuje wdzięczność za każdy wspólny krok, za każde porozumienie cichsze od słów. Rzeźba trwa, gdy słowa już milkną. Jest świadkiem, znakiem i latarnią na granicy dwóch światów. Dla tych, którzy rozpoznają ślady ukryte w materii. Dla tych, którzy wiedzą, że istnienie nie kończy się na tym, co widzialne.